sobota, 23 stycznia 2016

Współcześni dziadkowie - czy mają czas dla wnuków?

Dziadkowie to bez wątpienia najważniejsze osoby w życiu dziecka, wspominałam już  o tym przy okazji zeszłorocznego dnia Babci i Dziadka (tutaj) i wspominać będę przy każdej nadarzającej się ku temu okazji, bo tak uważam i w takim przeświadczeniu chcę wychować swojego syna. Z pewnością każdy jednak zauważył, że współcześni dziadkowie poświęcają wnukom mniej czasu niż nasi dziadkowie, częściej nie mają czasu na odwiedziny i... zdarza im się odmówić opieki nad dziećmi. Czy to oznacza, że są złymi dziadkami i nie kochają swoich wnucząt? Absolutnie nie!

źródło: pinterest.com
Kiedy sięgam pamięcią do swojego dzieciństwa od razu widzę obraz moich kochanych dziadków - Babci Wandzi i Dziadzia Jasia. Dwie osoby, które odegrały niesamowicie ważną rolę w moim życiu, które zawsze mnie wspierały i na które zawsze mogłam liczyć. Pamiętam wspólne niedzielne obiady, święta pełne ciepła i radości, letnie leniuchowanie na tarasie, wakacje w Bieszczadach i tysiące rozmów na przeróżne tematy. Dom dziadków zawsze był dla mnie ostoją bezpieczeństwa i spokoju, miejscem, w którym czas się zatrzymał, nikt się nie śpieszy i na wszystko i dla każdego jest czas. To dziadkowie nauczyli mnie cierpliwości, dążenia do wewnętrznego spokoju, szacunku do drugiego człowieka. To dziadkowie zawsze mi powtarzali: "mniej telewizji i komputera, więcej książek i rozmów z drugim człowiekiem", uczyli zachowania przy stole i w towarzystwie dorosłych. 

Bardzo chciałabym aby mój syn również miał takie wspomnienia związane z dziadkami. Niestety już teraz wiem, że tak nie będzie. Z kilku powodów. 

Po pierwsze, moi dziadkowie mieszkali w tej samej miejscowości, więc niedzielne obiady czy wpadanie na ciasto po szkole nie było żadnym problemem. Staś ma niestety tego pecha, że jedni dziadkowie mieszkają ponad 100 kilometrów od nas, a drudzy... sama nawet nie wiem ile - mieszkają w okolicy Monachium. Każde spotkanie z dziadkami musi być umówione i zaplanowane i rzadko kiedy udaje nam się zobaczyć częściej niż raz w miesiącu (dotyczy to dziadków mieszkających w Polsce, z tymi z Niemiec Staś przy dobrych wiatrach widzi się dwa razy w roku), a czasami ciężko wygospodarować czas i na to jedno spotkanie. 
 
Po drugie, dziadkowie Stasia są aktywni zawodowo i mają jeszcze sporo czasu do emerytury. Co prawda moi dziadkowie również pracowali, pamiętam, że na emeryturę przeszli dopiero kiedy ja miałam już z trzynaście - czternaście lat, jednak fakt, o którym wspominałam powyżej, czyli bliskość zamieszkania sprawiał, że dziadkowie byli dla mnie dostępni praktycznie przez cały czas. Pamiętam, że często zostawałam u dziadków na noc, nawet jeśli następnego dnia trzeba było pójść do szkoły, o weekendach już nie wspominając, dziadkowie często zajmowali się mną kiedy byłam chora, albo kiedy rodzice nie mieli czasu na zajmowanie się mną. Dziadkowie Stasia też są dla nas wsparciem, ale zdarza się, że nie mogą nam pomóc w opiece nad maluchem, ponieważ mają pracę (a przyjazd do nas wiąże się z zostaniem na noc), swoje plany, itp. 
 
Po trzecie i chyba najistotniejsze, kiedyś panowało takie przekonanie, że dziadkowie są od tego żeby pomagać przy dzieciach i koniec kropka. Kiedy rodziło się dziecko dziadkowie często pomagali, czasami nawet świeżo upieczone babcie przenosiły się na jakiś czas do swoich córek/synowych aby pomóc im w opiece nad maleństwem. Wyjście wieczorem do kina czy na spotkanie ze znajomymi również nie było problemem - wystarczył telefon i babcia już była na miejscu, zwarta i gotowa do zajmowania się swoim ukochanym bąblem. Czy ówczesnym babciom i dziadkom pasował taki układ?  Nie wiem, myślę, że mogli mieć czasami dosyć i marzyć o czasie tylko dla siebie, ale wydaje mi się, że dawniej źle byłoby postrzegane gdyby babcia wolała poświęcić czas sobie a nie wnukom, poza tym ich  rodzice, kiedy zostawali dziadkami, również wchodzili w nową rolę z zaangażowaniem, więc trudno było im się z tego schematu wychylić. Pamiętacie film Kogel-mogel? W tym filmie, kręconym jeszcze w PRLu, świetnie zostały przedstawione dwa typy babć - pierwsza, "prawdziwa" babcia Piotrusia, pani Wolańska, mieszkanka Warszawy, miłośniczka psów i właścicielka Pusi, stała bywalczyni salonów,  nie miała zamiaru pomagać w wychowaniu i opiece wnuka, druga natomiast, "przyszywana" babcia Solska, mieszkanka wsi Grabowo, tradycyjna gospodyni, poświęciła swój czas i energię dziecku, które nawet  nie było jej wnukiem. Z pewnością większość z Was oglądając ten film utożsamia swoje babcia z "babcią Solską", która jest dobra, kochana, ma czas i lubi poświęcać go swoim wnukom. Natomiast "babcia Wolańska" jest egoistką, która ma w nosie dobro dziecka. Tak myślicie, prawda? Ja tak właśnie do tego podchodzę. Oczywiście obie postaci z tego filmu są mocno przerysowane, ale przesłanie jest czytelne.

Spójrzmy zatem na te współczesne babcie z miast (mniejszych i większych). Często są to kobiety lepiej wykształcone od swoich matek, bardziej świadome, korzystające bez problemu z  telefonu komórkowego, komputera i Internetu, zadbane, mające zainteresowania i korzystające z życia po "wyfrunięciu dzieci z domu". Często opuszczenie przez dzieci rodzinnego domu, wywołuje u nich "syndrom pustego gniazda", starają się więc znaleźć sobie jakieś zajęcie, pasje, które je pochłoną. Aerobik, basen, kursy, a nawet studia to coraz powszechniejsze zajęcia, które zajmują współczesne babcie. Kiedy w wieku 45-55 lat, a czasami nawet wcześniej, zaczynają pojawiać się wnuki, babcie, rozsmakowane w wolności i przyjemnościach z niej wynikających, ani myślą o ograniczaniu swojego świata do zajmowania się dziećmi.   

Kiedy urodził się Staś, na pierwsze dwa dni po naszym wyjściu ze szpitala pojawiła się u nas moja teściowa. Byłam jej bardzo za to wdzięczna, pomagała mi w ogarnięciu domu, gotowała obiady, a przede wszystkim - dotrzymywała mi towarzystwa. Niestety zaledwie po dwóch dniach musiała wracać do swoich obowiązków a ja zostałam sama z tygodniowym maluszkiem - było mi o tyle ciężko, że nie miałam nawet z kim porozmawiać, bo mąż pracował. Dopiero później przyjechała na kilka dni moja mama.

Nie chcę oceniać współczesnych dziadków, bo sama nie wiem jaką będę kiedyś babcią, choć marzę o tym aby być dla swoich wnucząt typową babcią, uczącą wrażliwości i dobra, piekącą ciasta i robiącą na zamówienie wszystkie przysmaki, a przede wszystkim mającą ogrom czasu dla swoich pociech.  Taką jaką dla mnie jest nadal moja babcia. Chciałabym jednak aby wszyscy współcześni dziadkowie pamiętali o tym, że ich wnuki będą kiedyś głośno mówić o tym jakich mieli dziadków. I życzę im, z okazji ich święta, aby te słowa były pełne miłości i wdzięczności :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz