Do napisania dzisiejszego posta skłoniła mnie rozmowa w Dzień Dobry TVN (tak, tak, oglądam telewizję śniadaniową, lubię jak podczas śniadania, porannej herbatki coś buczy w TV) dotycząca wczesnego macierzyństwa i wieku odpowiedniego do roli matki. O dziwo w programie obeszło się bez mowy-trawy, nie mówili bzdur, rozmowa była całkiem racjonalna i rzeczowa, ale i tak postanowiłam zabrać głos w tej sprawie, w której akurat też mam coś do powiedzenia.
Trendy mówią nam jak mamy żyć - najpierw studia, dużo zabawy, podróże, beztroska, oczywiście przy tym wszystkim najlepiej być singlem, hipsterem i nonkonformistą. Później praca i znów najlepiej wolny zawód, ewentualnie korporacja albo cokolwiek byle "robić dobrą kasę" i znów mieć na zabawę, podróże, gadżety i tak dalej. Koło trzydziestki warto się rozejrzeć za jakiś partnerem/partnerką, ale związek oczywiście elastyczny z poszanowaniem osobowości, stylu życia i wolności drugiej osoby. Potem można ogarnąć jakieś mieszkanie, samochód, w międzyczasie koniecznie "robić karierę". I tak dobiega się okolic trzydziestego piątego - czterdziestego roku życia i to jest czas by pomyśleć o ślubie (choć niekoniecznie, bo związki partnerskie też są ok) i dziecku (jeśli jest na nie jeszcze jakaś szansa...).
Nie wszyscy jednak (na szczęście!) dają się zmanipulować trendom i robią to na co mają ochotę, a nie to co robią wszyscy. I my się do nich zaliczamy. Długo było tak, że chciałam iść szlakiem opisanym powyżej, imponowały mi wyzwolone trzydziestki w garsonkach i szpileczkach, szczebiocące do telefonów po angielsku i "robiące dobrą kasę" a wieczorem jedzące ze znajomymi sushi na mieście. Chciałam taka być. Do czasu. Kiedy poznałam mojego obecnego męża, takie właśnie były moje priorytety, przeplatane oczywiście imprezowaniem, bo przecież trzeba się wyszaleć. I wyszalałam się. Pięć lat studiów w zupełności mi wystarczyły. Na czwartym roku się pobraliśmy. Dwa lata po ślubie urodziłam Stasieńka.
Niektórzy nasi znajomi mówili, że wpadliśmy. Jakby było coś dziwnego w tym, że w wieku dwudziestu pięciu lat ma się dziecko. Obracaliśmy to w żart, mówiliśmy, że "u mężatki nie ma wpadki". I w sumie coś tym jest - jeśli jesteś po ślubie to na co masz uważać? Chyba po to formalizujesz swój związek żeby założyć rodzinę, tworzyć coś większego, piękniejszego i ważniejszego. Być może niektórzy z Was w tym miejscu zadadzą pytanie co z pracą i karierą? Wszystko zależy od sytuacji danej pary oczywiście. My wciąż jesteśmy tak zwanym "małżeństwem na dorobku", cieszymy się jak szaleni z każdej nowej doniczki czy pledu, które mogą udekorować nasze mieszkanie, ale nie ukrywam, że zaczęliśmy pracować już w trakcie studiów, zaraz po ślubie kupiliśmy mieszkanie czyli ogólnie rzecz ujmując - ogarnęliśmy się. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży nie bałam się o pracę, wiedziałam, że w firmie mnie doceniają, urlop macierzyński nie będzie problemem i co najważniejsze - będę miała do czego wracać. Ponadto najlepszy okres na rozwój kariery wypada między trzydziestym a czterdziestym rokiem życia - po co więc go tracić? Lepiej, mówiąc kolokwialnie, "odchować" dziecko i wrócić na dobre tory do pracy. Każdej przyszłej mamie życzę takiego spokoju i tak komfortowej sytuacji - to naprawdę pozwala cieszyć się ciążą i skupić się na sobie i dziecku.
Odkąd urodziłam Stasia ani razu nie pomyślałam ani nawet nie poczułam, że coś tracę. Nawet jeśli nasi znajomi bawili się na imprezie, a my zostaliśmy w domu z synkiem. Każda chwila spędzona z maluchem jest inna i daje niesamowitą radość. Oczywiście dla zdrowia psychicznego rodziców (a szczególnie mamy) i prawidłowego funkcjonowania rodziny wychodzimy raz na jakiś czas do znajomych czy na miast, pozostawiając Staśka z dziadkami (chwała im za to!). Po takim wyjściu wracam do domu z utęsknieniem i marzę tylko o tym by położyć się obok Staśka i go przytulić. Nie czuję również że tracę czas, który mogłabym przeznaczyć na swój rozwój. Mój mąż uczy się prawie każdego wieczoru domu, jest typowym samoukiem, czyta, projektuje, testuje i co najważniejsze - efekty tej nauki przekładają się na korzyści. Imponuje mi tym każdego dnia, więc staram się mu dorównać. Czytam literaturę z zakresu zarządzania zasobami ludzkimi, szlifuję angielski, staram się być na bieżąco z modelami zarządzani. Do pracy chcę wrócić jeszcze lepiej przygotowana niż wcześniej. Poza tym wieczorem, gdy Staśko śpi mam też czas na odrabianie zaległości, czytanie i oglądanie wszystkiego na co nie miałam czasu gdy chodziłam do pracy.
Ogromnym plusem macierzyństwa w stosunkowo młodym wieku jest fakt, że pamiętamy bardzo wiele z własnego dzieciństwa. Doskonale pamiętam co mi jako dziecku sprawiało radość a co smuciło i denerwowało. Ponadto młoda mama ma energię na zabawę z dzieckiem. Nie rozumiem mam, które sadzają maluszka w foteliku, włączają mu bajki i cieszą się, gdy dziecko przesiedzi pół dnia przed telewizorem w ciszy i spokoju. Ja uwielbiam się bawić ze Stasiem! Nie jest dla mnie problem niepoodkurzana podłoga czy kurz na meblach. Zrobię to gdy Staśko będzie spał. A gdy synek ma energię - trzeba to spożytkować! Tańce, śpiewy, czytanie bajek na głos, turlanie piłki, układanie klocków, grzechotanie grzechotkami i śmiech dziecka sprawia że czuję się dobrym kompanem zabaw. Być może czterdziestoletnia mama też będzie potrafiła turlać się po podłodze ze swoim maluchem, absolutnie nie ujmuję tu nikomu, ale doskonale wiem, że im człowiek starszy tym trudniej jest mu oderwać się od problemów dnia codziennego i dać się ponieść fantazji.
Częsty zarzut wysuwany wobec młodych mam to ich niedoświadczenie. Absurd. Doświadczenie życiowe nie ma nic wspólnego z tym czy ktoś będzie dobrym rodzicem czy też nie. Żadna kobieta nie rodzi się z umiejętnościami i wiedzą dobrej matki, ale też umiejętności te i wiedza nie rosną wraz z wiekiem i nie da się ich nabyć nie będąc matką! Dla każdej kobiety macierzyństwo (mowa oczywiście o pierwszym dziecku!) jest nowością bez względu czy ma lat dwadzieścia czy czterdzieści i każda matka i ta młodsza i ta starsza, uczy się na błędach i bazuje na instynkcie.
Młode mamy mają niejednokrotnie przewagę nad starszymi mamami pod względem fizycznym. Lżejsze porody, szybsza regeneracja po, więcej sił do noszenia dziecka, wstawania w nocy... Tutaj sprawdza się powiedzenie, że młodszy organizm szybciej się regeneruje. Skoro można szaleć całą noc i wstać na rano do pracy to bez problemu można całą noc nosić na rękach maluszka, którego boli brzuszek, a potem wstać rano (chyba, że się w ogóle nie położymy...).
Dzisiejsza rozmówczyni z DDTVN miała dwadzieścia jeden lat gdy urodziła dziecko. Prowadzi bloga. Internetowi hejterzy atakują ją twierdząc, że dziecko jest jej zabawką, że nic nie osiągnie, że jest za młoda na matkę. Przedstawiają się jako starsi i mądrzejsi od niej. Boże uchowaj od takich mądrości.
A jak jest u Was? Kiedy dziecko? :)
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz