Rozszerzanie diety ruszyło pełną parą. Nie ukrywam, że ogromnie się stresowałam i miałam istny mętlik w głowie, gdy Staś skończył sześć miesięcy. Czytałam wiele artykułów o rozszerzaniu diety niemowlęcia karmionego piersią i wiele z nich wzajemnie się wykluczało. Dołączyłam do różnych grup na facebooku w nadziei na dobre rady innych mam, ale oczywiście się przeliczyłam, bo na tego typu grupach cel jest tylko jeden: wzajemnie sobie dopiec i udowodnić, że to JA jestem NAJLEPSZĄ mamą. Szybko więc zrezygnowałam z tych "grup wsparcia" i zdałam się na własną intuicję i wypośrodkowanie zebranych informacji.
Będąc jeszcze w ciąży zainteresowałam się BLW (Baby- led weaning zwane po polsku Bobas Lubi Wybór), czyli metodą żywienia dzieci polegającą na stopniowym odstawianiu
dziecka od pokarmów mlecznych (mleko mamy, mieszanka) całkowicie
sterowanym przez dziecko. Polega na ominięciu etapu papek i pozwoleniu dziecku na samodzielne jedzenie już od pierwszego posiłku. Brzmi fantastycznie, zdjęcie maluchów zajadających różdżki brokuła łapią za serce a hasła typu: "Nie chcesz wychować niejadka?" zachęcają do wprowadzenia metody. I ja szczerze tą metodę popieram i uważam za jedyną słuszną, ale... No właśnie jest jedno ale. Niektóre źródła podają, że dieta dziecka karmionego wyłącznie piersią powinna być rozszerzana nie wcześniej, ale i nie później niż po szóstym miesiącu życia. Inne zaś, w tym między innymi informacje związane z BLW, że należy z tym poczekać aż dziecko będzie samodzielnie siedziało - wtedy to bez problemu można dać dziecku do ręki marchewkę, banana czy cokolwiek innego i pozwolić dziecku aby samodzielnie decydowało ile zje.
Pozwalamy dziecku od początku jeść palcami i stopniowo przyzwyczajamy do używania sztućców. Zamiast zmiksowanej zupki jarzynowej lub owoców, dajemy dziecku na tacy warzywa, które zjadłoby w tej zupce – ale pokrojone w łatwe do chwytania słupki lub niewielkie kawałki, z którymi brzdąc poradzi sobie samodzielnie. Początkowo – czy to papki, czy normalne jedzenie – dziecko i tak
tylko poznaje smaki, pierwsze pozamleczne posiłki nie prowadzą do
najadania się. Nie należy się martwić, że niemowlę mało je, a większość
rozrzuca. Tak ma być. Głównym pożywieniem dziecka przynajmniej do roku
pozostaje mleko. Do roku
jedzenie to tylko zabawa.
źródło: http://dziecisawazne.pl/wczesne-samodzielne-jedzenia-niemowlat-czyli-blw/
Motto BLW - do roku
jedzenie to tylko zabawa - jest dla mnie przekonujące i zdaję sobie sprawę, że nie należy w dziecko wciskać jedzenia wbrew jego woli, ponieważ mocno wierzę, że zdrowy organizm sam się nie zagłodzi - głodne dziecko da temu bardzo głośny i dosadny wyraz. Równocześnie uważam jednak, że nie należy odwlekać wprowadzania stałych pokarmów, bo po pierwsze - dlaczego mamy odmawiać dziecku zabawy, a po drugie - jedzenie jest jednym z elementów poznawania przez dziecko świata.
Wiele mam, w tym i ja, ma obawy przed wprowadzeniem BLW ze względu na ryzyku zadławienia się większym kawałkiem jedzenia. Nie można jednak dawać się sparaliżować strachowi i pamiętając o kilku zasadach powoli pozwalać dziecku na samodzielne jedzenie:
1. Nigdy nie zależy pozostawiać dziecka samego podczas jedzenia.
2. Dziecko podczas jedzenia powinno siedzieć.
3. Nie należy podawać dziecku małych owoców bądź też orzechów w całości. Zawsze należy przekroić je na pół, wyjąć pestki, itp.
4. Jedzenie należy dostosować do wieku i umiejętności chwytania dziecka.
Wszystkich zainteresowanych metodą BLW odsyłam do literatury:
źródło: google
A na koniec krótko o tym jak to wygląda u nas w domu. Jako, że Staśko sam jeszcze nie siedzi a i zęba ma tylko jednego (ledwo przebitego przez dziąsło) nie podaję mu pokarmów stałych "do ręki". Przyznaję się, że po prostu boję się, że póki co nie poradzi sobie z nimi i się zakrztusi... Dlatego wybrałam wariant pół na pół. Gotuję zupki - kremy (ulubiony to dyniowo-marchwiowy - zajada aż mu się uszy trzęsą!), nakładam do miseczki i... daję Staśkowi. Ile zje rączką, tyle zje, czasem podam mu troszkę łyżeczką, ale zgodnie z założeniem, że mleko stanowi podstawę diety, nie karmię go na siłę. W sumie bardziej wygląda to tak, że wszystkie zabawki i tacka są "najedzone" zupką, Staś ma ubaw po pachy, a mama ma sporo sprzątania po całej imprezie. A jeśli chodzi o różnorodność, to podaję warzywa i owoce na przemian. Jednego dnia zupka warzywa, następnego dnia owoce (banana obieram i trzymam w ręce a Staś sam go sobie "mulda", podobnie z jabłkiem, gruszką, śliwką węgierką)."Klasyczne" BLW zamierzam wprowadzić gdy Staś zacznie stabilnie i samodzielnie siedzieć.
Pozdrawiam i miłego dnia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz