Każda mama nuci coś swojemu
Maleństwu. Niektóre będąc jeszcze w ciąży starają się słuchać jak najwięcej
muzyki klasycznej, (ba!) nawet przykładają do brzuszka słuchawki, by Maleństwo
mogło posłuchać Mozarta czy Beethovena,
wierząc, że wpłynie to korzystnie na jego rozwój. Sama tak robiłam, choć
nie za często, przede wszystkim ze względu na brak czasu, dystans do powyższej
teorii, a także umiarkowaną sympatię do dzieł klasyków. Jednak z ogromnym
zaangażowaniem i wiarą w korzystny wpływ na rozwój Dzieciątka śpiewałam mu
kołysanki kiedy jeszcze siedział w środku. Pomogła mi w tym moja szkoła
rodzenia, w której odbywały się zajęcia z pracownikami z filharmonii w ramach
jednego z projektów.. Nauczyłam się śpiewać cztery kołysanki, co znacznie
urozmaiciło oferowany przeze mnie repertuar, który wcześniej ograniczał się
jedynie do „A a a, kotki dwa".
I
właśnie – na początek chciałabym podzielić się swoimi przemyśleniami na temat
szkoły rodzenia. Wiele przyszłych mam zastanawia się czy warto uczęszczać na
tego typu zajęcia. Sama zastanawiałam się czy takie spotkania są mi potrzebne –
żyjemy przecież w XXI wieku i na wszystko jesteśmy w stanie znaleźć odpowiedź w
Internecie. Jednak teraz, po odbytym już kursie, jestem w stu procentach pewna,
że warto poświęcić czas (no i oczywiście pieniądze, bo nie wszystkie szkoły
rodzenia są bezpłatne) i zapisać się na zajęcia. Mnie do zajęć przekonała moja
starsza kuzynka, która dwa lata wcześniej uczęszczała do szkoły rodzenia przy
jednym z wrocławskich szpitali (w którym później zdecydowała się rodzić). Za
kurs musiałam zapłacić choć we Wrocławiu są dopłaty z Urzędu Miasta dla szkół
rodzenia, ale w momencie gdy zdecydowałam się zapisać, bezpłatne miejsca były
już zajęte. Koszt zajęć był dosyć wysoki, ponad trzysta złotych, jednak kurs
był długi i naprawdę profesjonalny, także nie żałuję wydanych pieniędzy. W
sumie na zajęcia chodziłam przez cztery tygodnie, dwa razy w tygodniu.
Zajęcia
trwały dwie godziny i podzielone były na dwie części. W pierwszej odbywały się
zajęcia ruchowe, coś w stylu gimnastyki dla ciężarnych, prowadzone przez
fizjoterapeutkę pracującą w szpitalu na oddziale położniczym. Zajęcia te miały
za zadnie przygotować nasze ciała do porodu, wzmocnić mięśnie krocza, ud,
przygotować do pracy miednicę. W trakcie tych zajęć uczyłyśmy się także
oddychania przeponowego, niezwykle przydatnego w trakcie porodu (o czym
niewiele później miałam okazję się przekonać osobiście). Wykonywane ćwiczenia
okazały się również niezwykle istotne dla mojej zmieniającej się z każdym dniem
sylwetki. Dzięki nim, a także w miarę zracjonalizowanej diecie (w miarę,
ponieważ nie jestem szczególną fanką zdrowej i lekkostrawnej żywności – lubię
od czasu do czasu zjeść tłusto i niezdrowo
i nie rezygnowałam z tego typu jedzenia również w ciąży z czego nie
jestem szczególnie dumna, ale nie zamierzam też tego ukrywać), udało mi się w
ciąży zachować całkiem niezłą figurę z ładnie uwidaczniającym się brzuszkiem i
przytyć zaledwie dziesięć kilogramów.
W
drugiej części odbywały się zajęcia teoretyczno-praktyczne dotyczące
pielęgnacji dziecka, opieki nad nim, a także jego prawidłowym rozwojem. Na
kilku pierwszych zajęciach poruszone zostały tematy związane z prawidłowym
przebiegiem ciąży, porodem i okresem połogu. Prowadzone były przez dwie położne
pracujące w szpitalu, ale na zajęciach pojawiali się także lekarze – między
innymi pediatra, psycholog, stomatolog i ginekolog. Bardzo przydatne okazały
się zajęcia, na których prowadzące uczyły ciężarne jak prawidłowo przyłożyć
dziecko do piersi, a także w jaki sposób podnosić i nosić Maleństwo. Czyli
praktyka, w którą z chęcią angażowali się również przyszli tatusiowie obecni na
zajęciach.
Z
ogromnym sentymentem wspominam tamten czas. Wciąż pamiętam towarzyszące mi na
każdym kroku obawy – czy dam radę w trakcie porodu, czy poradzę sobie z bólem,
czy będę umiała pielęgnować Maleństwo, czy będę dobra mamą, itp. Z perspektywy
czasu niektóre z tych obaw wydają mi się śmieszne, ale wszystko zmienia się
wraz z nabytym doświadczeniem. Pamiętam, że najbardziej martwiły mnie dwie kwestie. Po pierwsze czy będę w stanie karmić piersią, a po drugie w jaki sposób na dziecko zareaguje nasz rozpuszczony kot (kotka), która dotychczas była naszym oczkiem w głowie. Nie będę się na żaden z tych tematów szczególnie rozpisywała, bo przewiduję dla nich osobne posty.
Podsumowując - polecam każdej przyszłej mamie zajęcia w szkole rodzenia. Dla mnie przede wszystkim był to czas celebrowania ciąży, psychicznego przygotowania się do roli mamy, a także możliwość poznania nowych ludzi i wyjścia z domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz