poniedziałek, 16 marca 2015

Piekło porównywania się - dlaczego sobie to robimy?

Porównywanie pojawia się w naszym życiu bardzo wcześnie. Najpierw porównują nas rodzice, potem nauczyciele, a później niestety zaczynamy robić to sami. Nie chcemy być gorsi, ale przynajmniej tacy sami, a już na pewno lepsi. Chcemy też aby takie były nasze dzieci - najlepsze. Bywa, że rodzice porównują dzieci nieświadomie, ale jest też i tak, że są w pełni tego faktu świadomi i nie widzą w tym nic złego. Zazwyczaj zaczyna się niewinnie, "zobacz jaki grzeczny chłopczyk, w ogóle nie płacze, a Ty?", "ale ona ładnie zjadła, a Ty ciągle grymasisz nad talerzem", ale skutki porównywania się i naszych dzieci mogą być naprawdę niedobre.

źródło: pinterest.com

Matki zaczynają porównywanie dzieciaczków, kiedy są jeszcze niemowlętami. Z niepokojem czytają na forach co dziecko powinno już umieć, jak powinno się rozwijać. Będąc na spacerze zaglądają do wózków i porównują - czy podobny wzrost, ile włosków, ile zębów, a czy już trzyma główkę, obraca się na brzuszek, itp. Jeśli okazuje się, że dzieci są podobne lub gdy nasze dziecko jest w czymś "pierwsze", czujemy ulgę. Ale tylko na chwilę, bo przecież zaraz będziemy porównywać pierwsze kroki, pierwsze słowa, pierwsze oceny... 

Moi rodzice byli mistrzami porównywania, szczególnie w zakresie nauki. Kiedy dostałam piątkę, chwalili mnie i cieszyli się, ale jeśli dostałam trójkę, pytali ile było czwórek i piątek i kto je dostał. Zawsze uczyłam się dobrze, miałam czerwone paski i w sumie spełniałam oczekiwania rodziców w tym zakresie, ale przez ich porównywania czułam się ciągle zobowiązana do bycia najlepszą i mocno mnie to obciążało. Gorzej z moim bratem, który do nauki nie garnął się aż tak chętnie. Pomimo, że jest dużo młodszy ode mnie (osiem lat), nasłuchał się od rodziców tekstów w stylu "Justyna miała lepsze oceny", "Justynie to nie sprawiało problemu", "zobacz jak twoja siostra lubi się uczyć", "dlaczego nie czytasz książek, tak jak twoja siostra". Zakładam, że ich intencje były dobre i chcieli w ten sposób zmotywować młodego do nauki, ale osiągnęli w ten sposób odwrotny efekt - brata do nauki nie ciągnęło i w dodatku parę razy rzucił dosadnie "ale ja nie jestem Justyna", co oczywiście odbijało się wówczas na  naszych relacjach.
Porównywanie nigdy nie będzie motywowało osoby, która ma jakieś zaległości, na przykład w nauce. Jest to raczej niemiłe i zniechęcające, dlatego warto zastanowić się dwa razy zanim znów porównany nasze dziecko. Poza tym częste porównywanie dzieci prowadzi do tego, że wyrastają na niepewnych i zakompleksionych młodych ludzi, którzy ciągle obracają się na innych i zastanawiają się czy aby na pewno nie są gorsi. Porównywanie wywołuje też poczucie winy. Szczególnie niebezpieczne jest porównywanie rodzeństwa. W przypadku moim i mojego barat wszystko skończyło się dobrze, ponieważ ja nie popierałam rodziców i ich porównań, a mój brat miał te porównania... w poszanowaniu, delikatnie mówiąc. Jednak częste porównywanie rodzeństwa może wywołać niechęć zarówno u dziecka, które jest porównywane, jak i tego, które jest w danej sytuacji wzorcem. Bo wbrew pozorom dziecko, do którego porównujemy też jest obciążone - jest narażone na niechęć i wrogość innych dzieci, docinki, uszczypliwości... Miłość rodzeństwa jest zbyt ważna i cenna by wystawiać ją na taką próbę. 

Porównywanie dzieci na dłuższą metę ma również negatywny wpływ na ich umiejętność zawierania i utrzymywanie znajomości. Pamiętam doskonale, że porównywanie rodziców tak mocno utrwaliło mi się w głowie, że często poznając nową koleżankę czy kolegę, zastanawiałam się, jak oni się uczą i czy aby nie lepiej ode mnie. Brzmi śmiesznie, ale absolutnie śmieszne nie jest. Niepotrzebna i niezdrowa rywalizacja niejednokrotnie zepsuła mi znajomość, a efekty porównywania w domu odczuwam do dziś. Oczywiście jako osoba dorosła i świadoma, coraz lepiej radzę sobie ze swoimi emocjami, ale potrzeba bycia najlepszą w niektórych dziedzinach wciąż kołacze mi z tyłu głowy i muszę się nieźle nagimnastykować żeby "zluzować".  Dlatego postanowiłam, że Staśka porównywać nie będę, pozbyłam się wszystkich książek w stylu "Pierwszy rok życia dziecka", które sugerują co dziecko powinno umieć, jak się rozwijać i tym podobne, na fora nie zaglądam wcale, a podczas spotkań z innymi mamami staram się tego typu rozmowy kończyć najszybciej jak się da. I wiecie co? Czuję się z tym dużo lepiej! 

1 komentarz:

  1. I Stasiu również na pewno będzie się czuł z tym lepiej :) Takie porównania są bezcelowe - każdy człowiek jest inny, a już zwłaszcza u dzieci różnice w tempie rozwoju, ale także osobowości i charakterze są zazwyczaj bardzo widoczne. Miarą inteligencji nie muszą być dobre oceny w szkole. Dziecko nie musi chodzić jak w zegarku, żeby jako dorosły być osobą poukładaną i odpowiedzialną. Dajmy dzieciom trochę przestrzeni dla bycia indywidualistami, do pokazania siebie :)

    OdpowiedzUsuń