środa, 4 lutego 2015

Dwoje, troje, a może jednak jedno?

Dzisiaj miałam bardzo, ale to bardzo aktywny dzień. Dzień opieki nad dwójką małych szkrabów - Stasieńkiem i Jagusią. Nie pierwszy raz opiekuję się moją chrześnicą, ale dopiero dzisiaj dotarło do mnie, że są przecież kobiety, które taką dwójkę (a może i trójkę i więcej...) mają na co dzień i muszą sobie jakoś radzić. Dla mnie ugotowanie obiadu było nie lada wyzwaniem, o sprzątaniu w ogóle nie było mowy, ale za to wytańczyłam się do "Stary Niedźwiedź mocno śpi" i stworzyłam kilka całkiem niezłych obrazów malowanych kredkami świecowymi (kiedy ostatni raz mieliście je w rękach? Ja chyba z piętnaście lat temu!). Podczas tych szalonych zabaw obserwowałam z ciekawością moje dzieciaczki i doszłam do wniosku, że rodzeństwo to wspaniała sprawa, ale...

źródło: pinterest.com


Jagusia jest córeczką mojej kuzynki. Ma niecałe trzy lata i jest niesamowicie rozwinięta jak na swój wiek. Mówi pełnymi zdaniami, ma ogromny zasób słów i niesamowitą wiedzę o otaczającym ją świecie. Dużo się śmieje, pięknie się bawi ze Stasiem i jest wyjątkowo grzeczna (łagodne przejście buntu dwulatka!). Bez mrugnięcia okiem wykonuje większość próśb i poleceń, jest też chętna do pomocy (moja kuzynka twierdzi, że w domu wcale nie jest tak różowo, ale ja i tak wiem swoje). Uwielbiam ją i zawsze ogromnie się cieszę, kiedy do nas przychodzi. Moja radość jest tym większa, że widzę jak bardzo lubi ją Staś! Nie na wszystkie dzieci synek reaguje entuzjastycznie - jeśli dziecko jest zbyt głośne, zabiera mu zabawki lub go popycha, wtedy Staśko zaczyna płakać i ani myśli o zabawie (trudno mu się dziwić). Z Jagodą jest inaczej. Potrafią się wspólnie bawić, choć Staśko często podczas tej zabawy wycofuje się i idzie własną ścieżką fantazji, ale i tak jest nieźle. Oczywiście zdarzają się spory o zabawki, ale udaje się je szybko wygasić.Ogólnie same plusy.

Zanim urodził się Staś byłam pewna, że chcę mieć więcej niż jedno dziecko. Ja mam brata, mój mąż ma dwóch braci, nasi rodzice mają rodzeństwo, więc w sumie posiadanie przynajmniej "dwójki" było dla nas oczywiste.  Pogląd na sprawę zmienił mi się jednak po urodzeniu Stasia. Bynajmniej nie dla tego, że Stachu dał mi w kość, bo po w miarę lekkim porodzie, opieka nad dzieckiem nie sprawiała mi większych trudności. Synek okazał się bardzo spokojnym dzieckiem, od samego początku ładnie przesypiał noce, budząc się jedynie na karmienie, ominęły nas kolki i inne niemowlęce dolegliwości, więc pod tym względem żadnej traumy nie mam. Skąd zatem ta zmiana?

Będąc w ciąży ze Stasiem pracowałam do szóstego miesiąca. Cieszyłam się kiedy w końcu odeszłam na zwolnienie lekarskie, w pracy nie dawałam już z siebie dwustu procent, więc nie było sensu dalej się męczyć, a odpoczynek w sumie był mi potrzebny. Jednak po miesiącu siedzenia w domu i nic nie robienia zaczęłam się męczyć. Koleżanki zajęte pracą rzadko mnie odwiedzały (w sumie się nie dziwię), mąż codziennie pracował po minimum osiem godzin, rodzice, teściowie, dziadkowie, kuzynka daleko, zaczęła mi więc doskwierać zwyczajna samotność. Dobrze, że mamy kota, przynajmniej miałam do kogo się odezwać... Dlatego tak bardzo lubiłam zajęcia na szkole rodzenia (pisałam o tym tutaj) - w końcu miałam kontakt z dziewczynami, które często miały takie same odczucia co do pobytu na L4 co ja, do tego jeszcze gimnastyka, która mnie relaksowała.  Kiedy urodził się Staś byłam mocno zaangażowana w opiekę nad nim, ale także w wykańczanie naszego mieszkania do którego dopiero co się przeprowadziliśmy. Jednak kiedy poznaliśmy się ze Stachem na tyle aby spokojnie funkcjonować, poczułam, że znów brakuje mi jakiś zajęć, aktywności. Dlatego zaczęłam prowadzić bloga, chodzić na fitness, umawiać się "na wychodne" z koleżankami. Jest jednak coś czego w dalszym ciągu mi brakuje - pracy. Z jednej strony cieszę się, że wracam do pracy za niecałe dwa miesiące, jednak z drugiej strony drżę na myśl o tym, że Staś nie będzie spędzał ze mną całych dni tak jak dotychczas...

Rozumiecie do czego zmierzam? Nie jestem przekonana co do tego czy ja się nadaję do tego aby mieć więcej dzieci! Stasiowi poświęcam całą swoją uwagę w ciągu dnia - czy będę umiała podzielić ją na dwoje dzieci? Odejście z pracy i roczny urlop macierzyński spowodował, że poważnie zatęskniłam za pracą właśnie, ale i za kontaktami z ludźmi - czy będę w stanie ponownie się poświęcić i zrezygnować ze swoich ambicji pozostając z dziećmi w domu? Być może teraz tak myślę, ponieważ jestem już zmęczona "siedzeniem w domu" i po powrocie do pracy zmienię zdanie. Być może, ale póki co nie wyobrażam sobie posiadania jeszcze jednego dziecka. 

W sumie to nie wyobrażałam sobie do dziś... Patrząc na Stasia i Jagodę, na ich zabawę i wzajemne relacje, pomyślałam, że fajnie byłoby gdyby Staś miał rodzeństwo z niedużą różnicą wiekową. Miłość między rodzeństwem jest niesamowita, wspólne odkrywanie świata, zabawa, ale także kłótnie i złości, które kształtują charakter i hartują, sprawiają, że dzieciństwo jest zupełnie inne, takie jakby... weselsze! Tylko ta różnica wieku jest tutaj bardzo istotna. Trzy lata to już dużo. Brat Konrada ma teraz drugiego synka. Między chłopcami są właśnie trzy lata różnicy. Aktualnie jest to ogromna przepaść. Nie wiem jak będzie za rok, kiedy młodszy synek zacznie już chodzić, być może wtedy zaczną się razem bawić, ale z autopsji wiem, że trzy-cztery i więcej lat różnicy to ogromna przepaść między dziećmi. Moja wyżej wspomniana kuzynka jest ode mnie cztery lata starsza i nasz kontakt długo pozostawiał wiele do życzenia. Zaprzyjaźniłyśmy się (na szczęście!) dopiero będąc na studiach...

I jak to wszystko pogodzić? Z jednej strony bardzo bym chciała aby Staś nie chował się sam, aby miał prawdziwego przyjaciela w bracie lub siostrze, czuję też że we mnie są ogromne pokłady miłości, którą mogłabym przelać na jeszcze jedno, a nawet i więcej dzieci, ale z drugiej strony praca, kariera, perspektywa rozwoju, kwestie mieszkaniowe, no i ta różnica wieku. Możemy się zdecydować na dziecko za pięć lat, ale wtedy maluch nie będzie już dla Stasia kompanem do zabawy... 

Oczywiście jest jeszcze kwestia obywatelskiego obowiązku i niskiego przyrostu naturalnego, ale to już osobny temat. 

A co Wy sądzicie? 

Pozdrawiam!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz