poniedziałek, 29 lutego 2016

Weekendowe atrakcje

Ostatni weekend spędziliśmy naprawdę aktywnie i w końcu udało nam się wyrwać za miasto! Ostatnio rzadko gdzieś wyjeżdżaliśmy, bo Staś często chorował w związku z czym większość weekendów spędzaliśmy w domu. Na szczęście w piątek po południu bez problemów zapakowaliśmy manatki i ruszyliśmy w kierunku Kłodzka, gdzie mieszkają dziadkowie Staszka. 

Ten weekend miał być wyjątkowy dla Stasia, ponieważ szykowaliśmy dla niego wielką niespodziankę, a mianowicie przejazd pociągiem na trasie Szczytna - Kudowa Zdrój! Nasz synek jest wielkim fanem pociągów i wszystkiego co związane z koleją (nie uwierzycie jak ogromny zachwyt mogą wzbudzać u dwuletniego chłopca rogatki na przejazdach kolejowych! Istne szaleństwo!), więc nie mogliśmy nie skorzystać z okazji, tym bardziej, że trasa ta jest niesamowicie urokliwa. 


Plan był taki: wsiadamy w pociąg i jedziemy do końca trasy, czyli do Kudowy właśnie. Następnie przesiadamy się w samochód i pędzimy na obiad do Czech. Razem z mężem jesteśmy wielkimi fanami czeskiej kuchni, a poza tym bardzo lubimy naszych sąsiadów. Mnie zachwyca sudecka architektura, uwielbiam spójność i porządek czeskich wiosek i czuję się tam naprawdę dobrze. U Czechów niesamowicie imponuje mi dystans do świata i własny styl.

źródło: globtroter.pl
Kuchnia czeska do najlżejszych nie należy, ale raz na jakiś czas można sobie pozwolić na kulinarne (i kaloryczne!) swawole. Ja uwielbiam smażony ser i bramborove krokety (tak, tak.... Samo zdrowie :D ) oraz knedliki z gulaszem. Mój mąż preferencje ma podobne, z tą różnicą, że dodatkowo bardzo lubi dziczyznę, szczególnie jeleninę, którą miał okazję jeść w styczniu w bardzo klimatycznej czeskiej knajpce.
źródło: pepik.pl
źródło: rozvoj.trappola.cz
źródło: kronikismaku.pl
Po obiedzie obowiązkowo spacer po okolicy oraz poszukiwanie śniegu. Niestety ani w Trutnovie ani w Deštné v Orlických horách nie było go zbyt wiele, więc sanki, które woziliśmy w bagażniku nie zostały wykorzystane :(

Żaden wyjazd do Czech nie może obyć się bez wizyty w markecie i zakupu czeskich rarytasów - piwa (moje ulubione to Bernard i Krakonos), czekolady (Studentska <3 ) oraz lentilky. 

źródło: alkoholekonesera.waw.pl
żródło: czeskimarket.pl
 źródło: mlodelata.pl
A dla naszego małego kolejarza znaleźliśmy dwie perełki - będzie miał okazję do nauki języka czeskiego! :)
 
Uwielbiam takie rodzinne wyjazdy, a ten był szczególnie miły, ponieważ towarzyszyli nam dziadkowie Stasia, na punkcie których Stachu ma fioła. Okazji do spotkań ostatnio nie było zbyt wiele, więc wspólny weekend był wyśmienita okazją do nadrobienia zaległości :) W rozkoszowaniu się wspomnieniami nie przeszkadza mi nawet fakt, że Stachu z wycieczki przywiózł katar i kaszel, który znów na kilka dni usadził nas w domu ;) 

 

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.

    OdpowiedzUsuń