wtorek, 1 marca 2016

Less is more

Wraz z początkiem nowego roku postanowiłam przejść na "detoks". Już od jakiegoś czasu czułam, że nie jest ze mną dobrze i że coś muszę zmienić. I nie chodzi tu bynajmniej o zdrowe odżywianie, dietę czy aktywność fizyczną. Chodzi o zakupy - szczególnie odzieżowe i kosmetyczne oraz gromadzenie różnych rzeczy. W swoim postanowieniu trwam już dwa miesiące, postanowiłam więc podzielić się z Wami swoimi odczuciami i zmianami jakie u mnie zaszły od tego czasu. 

źródło: pinterest.com

W październiku ubiegłego roku zmieniłam pracę i od tego czasu jestem menadżerem w dużym skalpie odzieżowym. Wcześniej pracowałam jako kierownik w znanej polskiej marce obuwniczej, tak więc z branżą modową jestem związana od dawna. Kocham modę i praca z nią jest dla mnie czymś fascynującym - uwielbiam obserwować zmieniające się trendy, a przy tym stawiać na własny styl, klasykę i ponadczasowość.

Pomimo tego, że naprawdę lubię to co robię, to niestety praca w takiej branży ma swoje minusy, a zwłaszcza jeden - uzależniamy się od posiadania ubrań. A już z pewnością ja, choć obserwując moje dziewczyny śmiało mogę stwierdzić,  że praktycznie każda ma obsesję na punkcie ubrań... Dwa razy w tygodniu mamy dostawę nowych ubrań i jak się zapewne domyślacie, wszystkie, niczym przekupy na targu, zaglądamy do kartonów z niecierpliwością wyglądając nowości. No i oczywiście kupujemy - dziesiątą parę dżinsów, piętnastą koszulę, trzecią kurtkę i siedemdziesiątą parę skarpet.

Nie myślcie sobie, że nagle, wraz z nowym rokiem, zmieniłam swoją postawę o sto osiemdziesiąt stopni ot tak, po prostu. Nie, nie, nie. Otóż, bodźcem, który dał mi sporo do myślenia był przegląd historii na moim koncie bankowym...  Okazało się, że w niespełna trzy miesiąca, przeznaczyłam na zakup ubrań, butów i dodatków blisko 1500 złotych (mam nadzieję, ze mój mąż tego nie czyta....)! Gdybym wydała taką sumę pieniędzy na raz, z pewnością bardzo bym to odczuła i dałoby mi to do myślenia, jednak z racji tego, że kwota ta była rozłożona na kilka mniejszych rachunków, to nie było to dla mnie aż tak dotkliwe. Niemniej jednak postanowiłam przeanalizować swoje wydatki i włos zjeżył mi się na głowie...

Drugim czynnikiem, który wpłynął na zmianę mojej postawy, był stan mojej szafy... Nie posiadam garderoby, ba! powiem więcej - szafę dzielę z mężem, więc jak się domyślacie, nie mam w niej szczególnie dużo miejsca. Przegląd rzeczy robię bardzo często, ponieważ mam obsesję na punkcie swoich ubrań - bardzo często sprawdzam czy się nie zniszczyły, uszkodziły, więc korzystając z okazji często też pozbywam się rzeczy, które nie spełniają już moich oczekiwań, albo po prostu takich, w których nie czuję się już dobrze. Najczęściej wrzucam je do kontenera PCK (mam dwa takie na osiedlu) a czasami mąż zawozi je do domu samotnej matki.  Jednak pomimo regularnego pozbywania się z szafy rzeczy w których już nie chodzę, zauważyłam, że ubrań raczej mi przybywa niż ubywa. Postanowiłam więc poważnie się zastanowić czy wszystko co kupuję jest aby na pewno niezbędne w mojej szafie i czy aby przypadkiem zakupy te nie są po prostu  kolejnym kaprysem. 
źródło: pinterest.com

Idąc tym tokiem myślenia, zajrzałam również do łazienki. Przejrzałam swoją kosmetyczkę i przybornik higieniczny i znów złapałam się za głowę - dwa otwarte i niedokończone balsamy do ciała, kilka  żeli pod prysznic, szamponów.... Podobnie z kolorowymi kosmetykami - multum kredek do oczu (zaznaczę, że oczy maluję od święta, na co dzień zadowalam się tuszem do rzęs...), szminek, pomadek...

Nieco później, już po przeglądzie swoich "zapasów", wpadł mi w ręce "Elementarz" Katarzyny Tusk. Jestem stałą czytelniczką bloga Kasi, więc czekałam na jej książkę, ale nie spodziewałam się, że aż tak bardzo zastosuję się do rad jakie znalazłam na stronach tej książki! Po lekturze stwierdziłam, że muszę zmienić swoje podejście do zakupów i tworzenia garderoby. I zaczęłam działać. 

źródło: pinterest.com

W pierwszej kolejności przygotowałam sobie listę rzeczy, które są w mojej szafie, a tym samym w moich codziennych stylizacjach (brzmię prawie jak blogerka modowa, oł je! :D ), niezbędne. Następnie wyjęłam wszystkie ubrania ze swojej szafy, przejrzałam je, oddałam to co nie było mi już potrzebne i... poczułam ulgę! Naprawdę! Nie wierzyłam do końca w słowa Kasi, która pisała, że wyrzucenie zbędnych rzeczy z szafy (a w moim przypadku również z kosmetyczki), sprawi mi ogromną satysfakcję, ale faktycznie tak się stało.

Następnym podjętym przeze mnie działaniem, było sporządzenie listy rzeczy, których faktycznie mi brakuje. Okazało się, że w brakach są absolutne podstawy, takie jak: cielisty biustonosz, błękitna koszula, woskowane spodnie, biały top na ramiączkach. Podobnie było w przypadku kosmetyków - tutaj postanowiłam postawić na jakość a nie na ilość. Wszystko co okazało się mi zbędne rozdałam i zaczęłam poszukiwania tego co jest mi niezbędne i zarazem najbardziej mi odpowiada.

Największym wyzwaniem z jaki przyszło się mi zmierzyć to oczywiście walka z wszelkimi pokusami. Od stycznia mocno ograniczyłam zakupy, w przypadku ubrań ograniczyłam się do zakupu białej koszuli w groszki (jestem koszulowym freak'iem), a z kosmetyków pozwoliłam sobie na rozświetlacz do twarzy i puder sypki z wibo, które bardzo sobie chwalą różne blogerki i youtuberki, więc postanowiłam spróbować, ale nie ukrywam, że jest mi bardzo ciężko, zwłaszcza, że na co dzień w pracy oglądam bardzo dużo ubrań, które mi się podobają. Niemniej jednak jestem twarda, staram się fajnie wyglądać w tym co już mam i kupować tylko te rzeczy, które NAPRAWDĘ mnie urzekną. 

źródło: newlook.com
źródło: wibo.pl
żródło: wibo.pl

Na koniec chciałabym Wam powiedzieć, że od dnia, kiedy zrobiłam generalne porządki i wprowadziłam w swoje życie zakupowe reguły, jest mi dużo lżej, częściej noszę ubrania, które wcześniej leżały zakopane gdzieś na dnie szafy i więcej osób mnie komplementuje i dopytuje się o moje ubrania - naprawdę! Dlatego mocno zachęcam Was abyście zrobili porządki w swojej szafie i na zakupach dwa razy zastanowili się czy kolejna bluzka czy spodnie są Wam aby na pewno potrzebne. 



4 komentarze:

  1. 1500 zł w przeciągu 3 miesięcy to dużo? Ja kupuję bardzo mało rzeczy, stawiam na jakość, więc jedna para butów to min. 300 zł. Staram się planować zakupy i właśnie ok. 500 zł miesięcznie wydawać na ubrania. Niestety, nie zawsze się to udaje - w styczniu niestety rozpędziłam się na zakupach online i 1750 zł poszło lekką rękach w dwóch sklepach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na moje możliwości i potrzeby to naprawdę sporo i o to wydawanie lekką ręką właśnie się rozchodzi. W moim przypadku zakup ubrań i kosmetyków pochłaniał zdecydowanie zbyt dużo pieniędzy, a poza tym mam jeszcze jedną miłość, mianowicie książki, które też tanie nie są :)

      Usuń
  2. Mąż przeczytał ;) Ale spodobało mu się Twoje nowe podejście do tego tematu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mąż przeczytał ;) Ale spodobało mu się Twoje nowe podejście do tego tematu.

    OdpowiedzUsuń